Szeptem....
Komentarze: 0
Kiedy w niedzielny poranek świadomość musnęła mnie lekko po zaspanych oczach , z całych sił starałam się by sen wrócił i delikatnie mnie objął. Gdzieś jeszcze w zakamarkach umysłu przenikały strzępki pięknego snu, tak realistycznego że na ciele jeszcze czułam gorące pocałunki . Wydając długi, błogi pomruk mocniej naciągnęłam kołdrę , żeby w końcu się w nią wtulić . Ciepłe promienie jesiennego słońca nieśpiesznie , trochę leniwie wlewały się przez ciężkie rozsunięte zasłony. Leżałam tak chwilę rozpamiętując to co pozostało z przyjemnego snu. Kiedy nagle jakby bezwiednie opuszki palców przysunęły się do ust i lekko jakby muśnięcia delikatnego wiatru zaczęły obrysowywać ich kształt , szukając smaków pocałunków które tej nocy przyniosły rozkosz. W gorącym oddechu coraz wyraźniej czuć było pragnienie , z początku lekko zauważalne później coraz bardziej łakome , nienasycone. Pod ciągle zamkniętymi powiekami już na stałe zagościły najpiękniejsze chwile, które jeszcze wielokrotnie będę rozbierała, chłonęła , chwile które będą mnie prowokowały i wywoływały rumieniec na twarzy. Kiedy dłoń zaczęła błądzić po rozgrzanym ciele wiedziałam gdzie brakuje cię najbardziej. Polowi pozwoliłam by rozkosz rozpłynęła się po mnie wypełniając każdy milimetr. I kiedy świadomość utuliła i zaczęła lekko mruczeć , znów czułam jak obejmujesz mnie szepcząc czule do snu . Nieważne było nic , ani godzina, ani plany. Nic. Znów byliśmy tam razem.
Dodaj komentarz